BLOG

zdjęcie z wpisu

Chrobot Tomasza Michniewicza. Refleksje o reportażu

Chrobot. Życie najzwyklejszych ludzi świata, Tomasz Michniewicz

Na mojego mini bloga na FB: https://www.facebook.com/popkulturowapolecajka/ piszę recenzję seriali, filmów, książek. Postanowiłam tutaj podzielić się jedną z ostatnich – mega wpisem o książce, która wywarła na mnie ostatnio ogromne wrażenie.

…………………………………………………..

Miałam tę książkę długo na półce. Czekała w kolejce. Wreszcie przyszła na nią pora i przyznam, że żałuję, że tak długo zajęło mi zebranie się do jej przeczytania. Dlatego, że jest naprawdę doskonała i daje mocno myślenia. Pochłonęłam te 450 stron w 2 tygodnie, czytając po troszku codziennie. Polecam te metodę, bo to książka tak ważna, pełna fascynujących historii z różnych kontynentów, że uważam iż czytanie jej szybko spowodowałoby, że część uroku w niej umknie, a z kolei odkładanie jej na bok na tydzień czy dwa skutkowałoby zgubieniem wątku, tego co się dzieje w życiu siedmiu bohaterów.

To reportaż lokalny i globalny jednocześnie. Opowiada o życiu siedmiu ludzi – w USA, Ugandzie, Zimbabwe, Japonii, Finlandii, Indiach, Kolumbii. Fascynujące to opowieści, z których można się dowiedzieć więcej o świecie niż z wiadomości czy jakichś naukowych opracowań. Przekazanie tego, jak wygląda życie przez pryzmat jednostki daje naprawdę genialny efekt – dowiadujemy się, o czym marzą mieszkańcy tych krajów, jak wygląda ich codzienność, z czym się muszą mierzyć, do czego dążą. Z bohaterami dość mocno się można zżyć, mimo iż tak naprawdę niewiele wiemy o nich w sensie ich wyglądu czy charakteru – takich opisów tu nie ma. Dowiadujemy się mnóstwo o ich zapatrywaniu się na podstawie aspekty życia od miłości przez pracę po posiadanie dzieci, realizowanie marzeń etc. Opisane są też te wszystkie ważniejsze wydarzenia z ich życia, z dużym akcentem na dzieciństwo i wczesną młodość, która ich kształtuje. Reportaż kończy się na etapie, gdy mają około 35 lat – wszyscy są urodzeni mniej więcej w połowie lat 80. Dla mnie jako rocznika 87’ to fajna perspektywa, bo dorastałam w tym samym czasie co bohaterowie – można te doświadczenia porównać.

Globalność tego reportażu przedstawia się nie tylko tym, ż możemy porównać życie w skrajnie różnych miejscach, ale także w takich dodatkowych opisach działania globalnych mechanizmów. Michniewicz im dalej w książkę, tym śmielej krytykuje – choć w białych rękawiczkach, bo nie ma tu dużo jego perspektywy, ukrywa się za bohaterami i faktami – globalne korporacje, bank światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, organizacje charytatywne, a także… nas wszystkich. Za nadmierny konsumpcjonizm, za przyczynianie się do tego efektu motyla – kupiona bluzka w Polsce uszyta przez szwaczki w Bangladeszu powoduje, że każdy jakoś przykłada te kilka złotych do ich tragedii. Wolimy o tym nie myśleć, ale ta książka mocno uświadamia, że w tej globalnie wiosce każdy nasz czyn ma znaczenie. Oczywiście to wszystko nie takie proste i rządzą tym mechanizmy, których jednostka nie zatrzyma. Chyba że setki tysięcy, miliony jednostek postanowią coś zmienić. Utopijne, ale ma sens, zwłaszcza po lekturze tej książki. Przyznam Wam szczerze, że dawno zastanawiałam się czy kupować ciuchy w sieciówkach, ale moja pasja do ubrań brała górę. Niby byłam świadoma tego, jak wygląda sytuacja w tanich fabrykach w krajach Trzeciego świata, ale dopiero ta książka wywoła we mnie takie uczucie, że jestem po raz pierwszy naprawdę skłonna obiecać sobie, że ograniczę kupowanie ubrań nieszytych w Polsce.

Na poziomie globalnym ten reportaż uświadamia też, że pomimo postępu cywilizacyjnego w układzie sił niewiele się zmienia. Biedni dalej są biedni – mowa o naprawdę biednych ludziach z Afryki, gdzie poziom życia bohaterki Ugandy i bohatera z Finlandii to nie przepaść nawet, to różnica lat świetlnych; niesprawiedliwość dalej ma się dobrze. Tak samo jak rasizm, czy kultura macho popularna w Kolumbii. Reportaż zwraca uwagę na wiele problemów, z którym borykają się ludzie pod każdą szerokością geograficzną. Zarówno lokalnych, jak i wywołanych globalnie.

To bardzo ambitna próba stworzenia jakiegoś wszech reportażu, który objąłby sobą wszystko, co się da. To opowieść o życiu jako takim i o świecie. I o tym, że jesteśmy z jednej strony szalenie różni, a drugiej – tacy sami. Każdy bohater, na swój sposób, marzy o podobnych rzeczach. Szczęściu, spokoju, dobrym życiu. Co innego znaczy to w Japonii, co innego w Finlandii, co innego w USA.  Żadna definicja nie jest ani gorsza, ani lepsza. Tylko niektórzy mają trudniej by do tego dojść, inni zaś mogą dostać to niemal na tacy, jeśli tylko chcą.

Czy udało się stworzyć dzieło totalne? Oczywiście nie, bo to raczej niemożliwe. Ale to książka na tyle ambitna i na tyle idealna, by zapaść w pamięć na dłużej. Kwestie, które tu poruszyłam, to tylko część tego, o czym opowiada i co wywołuje w czytelniku. Każda strona to kolejne emocje, przemyślenia. I na koniec to poczucie z jednej strony bezsilności, że to wszystko idzie nie tak na tym świecie, a łańcuch od wiadra przy studni w Indiach, do której codziennie stoją kolejki ludzi, chrobocze dalej – taki symbol w tej książce, który zainspirował jej nazwę. A z drugiej strony takiej lekkiej ulgi, że nie ma się tak najgorzej, bo można było się urodzić w takiej Ugandzie i walczyć od dzieciństwa każdego dnia o przetrwanie, o siebie, o edukację, o jakąś szansę.

Zdecydowanie ten reportaż wiele uczy, pozwala docenić, to co się ma i nawet wyzwala chęć podjęcia jakichś kroków by żyło się lepiej sobie i innym. Mocno otwiera oczy na minusy globalizacji i konsumpcjonizmu. Co symptomatyczne, autor wybrał takich bohaterów, którzy nie lubią dużo mieć i hołdują, każdy na swój sposób, filozofii posiadania tyle, ile potrzeba i cieszeniu się tym, co się ma. Może dlatego tak łatwo ich polubić i żal, gdy pora się rozstać. I myśli się, co tam u nich dalej się w życiu wydarzyło. Czy osiągnęli to, co chcieli? Mam nadzieję, że tak.