BLOG

zdjęcie z wpisu

Oskary 2019

Kulturowo To&Owo

Oskary 2019 – co sądzę?

Freelancing umożliwił mi spełnienie jednego z odwiecznych życzeń – możliwości bezkarnego oglądania gali rozdania Oskarów na żywo do samego rana! W poniedziałki nie muszę wstawać do pracy, więc mogłam zarwać nockę, by zobaczyć, kto wygrał złotą statuetkę pożądania. Jakie są moje wrażenia po pierwszej oglądanej na żywo gali Oskarowej?

Po 1.: Nie było nudno!

Od lat słyszałam, że Oskary to nudna i przydługa ceremonia i że lepiej oglądać następnego dnia skrót. W tym roku obawy o atrakcyjny przebieg ceremonii nasiliły się, ponieważ nie było gospodarza. Okazało się jednak, że wcale nie wyszło to gali na złe. Oglądało się to przyjemnie, czas mijał szybko, całość zamknęła się w trzech i pół godzinach, co biorąc pod uwagę liczbę kategorii (24), wstawki prezentujące filmy nominowane w kategorii najlepszy film (8) czy segment wspominający zmarłych w ubiegłym roku twórców, jest naprawdę niezłym wynikiem. Kilka mocnych punktów programu – występ Queen czy Lady Gagi i Bradleya Coopera – połączonych z niektórymi ciekawymi przemowami wygranych i zaskakującymi decyzjami Akademii (o tym za chwilę!) spowodowały, że nie zasnęłam przed telewizorem.

Po 2.: Queen mógł grać dłużej, a kandydatki na gospodynie były pod ręką!

Queen z Adamem Lambertem zaczął z przytupem galę (zespól wystąpił, bo biografia o Freddiem Mercurym była licznie nominowana do nagród) Aktorzy zgromadzeni w Dolby Theatre poderwali się z miejsc i z entuzjazmem podrygiwali do „We will rock you” i „We are the champions”. W ocenie występu mogę nie być obiektywna, bo uwielbiam i Queen i Lamberta. Byłam na ich wspólnym koncercie i bawiłam się wybornie. Żałuję tylko, że panowie tak krótko grali. Przydałaby się jeszcze jedna piosenka – np. Bohemian Rhapsody. Po występie legendy rocka, jako pierwsze do reprezentacji nagrody wyszły na scenę znane komediowe aktorki: Amy Poehler, Maya Rudolph, Tina Fey. Panie dały niezły show, gdy udawały, że prowadza Oskary. Było zabawnie i z wdziękiem. Szkoda, że Akademia rzeczywiście ich nie poprosiła o bycie gospodyniami.

Po 3.: Wygrał mój faworyt!

Spośród ośmiu filmów nominowanych w kategorii najlepszy obraz, widziałam do dzisiaj pięć. Mój prywatny ranking przedstawia się następująco Green Book, Faworyta, Bohemian Rhapsody (recenzję tego filmu przeczytasz tutaj: http://slowskladanie.pl/bohemian-rhapsody/), Roma i Narodziny Gwiazdy. Green Book urzekł mnie mieszanką komedii i dramatu. To film do uśmiechu i wzruszenia, skłaniający do przemyśleń i pozwalający odczuwać beztroską przyjemność podczas seansu. To przede wszystkim film fantastycznie zagrany – zarówno Mahershala Ali, jak i Viggo Mortensen dali popis umiejętności. Ali zgarnął Oskara za drugoplanową rolę. Oparty na faktach Green Book opowiada o nietypowej przyjaźni nieokrzesanego włoskiego imigranta i wykształconego, utalentowanego czarnoskórego muzyka. Duet rusza w trasę po południowych Stanach. Są lata 60., rasizm na południu jest mocno zakorzeniony. Biały szofer z czarnoskórym pasażerem budzi nie tylko zdziwienie, ale czasem złość czy nienawiść. Nie trudno zgadnąć, że para zupełnie do siebie niepasujących bohaterów w trakcie podróży nawiąże nić przyjaźni, przeżyją niejedną – czasem groźną – przygodę, a stereotypy pójdą w kąt.  Green Book podnosi na duchu, jednocześnie poruszając ciekawe kwestie wykluczenia w własnej społeczności oraz uwarunkowania rasowego i klasowego, które pęta bohaterów. Według mnie absolutnie zasłużona statuetka. Green Book nie był faworytem w tym wyścigu – raczej stawiano na Romę, tak że ogłoszenie wyniku przez Julię Roberts spotkało się ze zdziwieniem i samych nagrodzonych i publiczności (która jednak okrasiła wybór owacjami na stojąco) i pewnie niejednego eksperta filmowego na świecie. Ja podskoczyłam wtedy na kanapie z radości!

Po 4.: Olivia Colman jest królową aktorstwa!

Drugim filmem na liście moich ulubionych spośród nominowanych jest Faworyta. Nietuzinkowy, przewrotny, dający się wielorako interpretować, inteligentny, zabawny film z genialnym aktorstwem przyniósł mi prawdziwą frajdę. Jest zaskakujący w konwencji – współczesne dialogi osadzone w XVIII-wiecznej Anglii. Rachel Weisz i Emma Stone jako faworyty walczące o względy królowej grają jak z nut. Nie można od nich oderwać wzorku. Ale to Olivia Colman jako królowa Anna gra nie tylko najlepiej w karierze, ale prezentuje najlepszą rolę kobiecą w kinie od lat. Szarżuje emocjami: raz jest straszna, raz żałosna, czasem głupiutka i wesoła, a czasem nieszczęśliwa i umęczona. W walce o laur najlepszej aktorki liczyła się tylko ona i Glenn Close, legendarna aktorka z siedmioma nominacjami i żadną statuetką. To miał być wreszcie moment Close, ale Colman zwinęła jej Oskara sprzed nosa. To była chyba największa niespodzianka wieczoru. Osobiście bardzo się ucieszyłam. Colman dała najlepszą przemowę na gali – zabawną, szczerą, zawadiacką. Taką, które nie powstydziłaby się królowa Anna.

Po 5.: Kocham Ramiego, ale szkoda mi Vigo!

Kto czytał moją recenzję Bohemian Rhapsody, ten wie, że Rami Malek w roli Freddiego Mercurego mnie zachwycił. On nie grał, ale stał się kultowym wokalistą, stopił się z nim idealnie. Malek to taki kinowy wyrzutek, do niedawna szerzej nieznany, poza fanami serialu Mr. Robot. Zareagował cudownie na wygraną, dając mądrą i wzruszającą przemowę. Wspomniał, że cieszący się ogromną popularnością Bohemian Rhapsody to film o homoseksualnym imigrancie, który nie przepraszał za to, kim był. Dodał też, że sam jest z pierwszej linii potomków imigrantów z Egiptu – ta deklaracja spotkała się z owacją. Oskar dla Maleka jest zasłużony i cieszę się, że ten uroczy chłopak dostał takie wyróżnienie. Szkoda mi jednak trochę Viggo Mortensena, który był nominował po raz trzeci. Jego rola w Green Book była wyśmienita i zasługiwała na laury. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, mimo całej sympatii do Bohemian Rhapsody i roli Maleka, że Viggo był lepszy. Łatwo było wpaść tu w przesadę, bo grał postać jowialną, ekstrawertyczną, głośną. Vigo oddał Tony’emu, wzorowanemu na prawdziwej osobie, sprawiedliwość, ale nie przekroczył granicy kiczu. Był idealny. Liczę, że następnym razem, gdy dostanie nominację, wreszcie zgarnie statuetkę.

Po 6.: Cieszy różnorodność i historyczne wyczyny!

Za role drugoplanową żeńską nagrodę dostała Regina King, czarnoskóra aktorka, która do tej pory nie miała szczęścia do ról. Przełomem okazało się obsadzenie jej w romansie Gdyby ulica Beale umiała mówić. Otrzymanie przez King, Aliego oraz Maleka Oskarów oznacza, że po raz pierwszy w historii osoby mieszanej rasy dominowały w nagrodach aktorskich. Do tego Ali został pierwszym czarnoskórym aktorem z dwoma Oskarami za drugoplanową rolę męską – ma już na koncie statuetkę za Moonlight. Innym historycznym wyczynem było otrzymanie trzech Oskarów przez Czarną Panterę, film studia Marvel. Po raz pierwszy Marvel dostał Oskara.

Po 7.: Shallow to ładny utwór, który każdy już gdzieś słyszał

Narodziny gwiazdy były obok Vice największym przegranym gali. Vice nie dostał żadnego Oskara, a Narodziny gwiazdy tryumfowały tylko w kategorii najlepsza piosenka. Utwór Shallow został wykonany brawurowo na gali przez Lady Gagę i Bradleya Coopera, czyli odtwórców głównych ról w filmie. Gaga, wraz z m.in. Markiem Ronsonem, była współautorką piosenki. Wygrana Shallow nie była zdziwieniem. Była też zasłużona – to ładny numer, choć jego konstrukcja jest typowa dla wielu balladowych wyciskaczy łez – delikatny wstęp na tle łkającej gitary i potem kulminacja z pianinem. Wydaje się, że gdzieś już to słyszeliśmy, ale wiadomo, że najbardziej lubimy piosenki, które znanym, więc nie dziwi, że Akademia zakochała się w Shallow.

 

Po 8.: Roma znokautowała Zimną Wojnę, ale to było do przewidzenia

Od ogłoszenia nominacji z jednej strony pojawił się w Polsce entuzjazm – pierwszy raz polski film nominowano aż w 3 kategoriach, z drugiej strony brak złudzeń – przewidywano, że Roma wygra w tych konkurencjach i Zimna Wojna nie ma z nią szans. Romę widziałam, Zimnej Wojny jeszcze nie. Nie przepadam za czarno-białymi filmami i gdybym nie miała Netfliksa, to pewnie nie poszłabym na Romę do kina. Według mnie Roma jest niezła wizualnie, ale trochę za długa, momentami nudna i zimna emocjonalnie. Nie potrafiłam wczuć się w losy bohaterek, nawet gdy spotykały je rozmaite nieszczęścia i tarapaty. Alfonso Cuarón  to niewątpliwe genialny reżyser, scenarzysta i autor zdjęć, co udowodnił już poprzednimi filmami (podobała mi się Grawitacja), ale Roma po prostu do mnie nie przemówiła. W każdym razie Roma dostała trzy Oskary, a ja się cieszę, że nie więcej i nie w najważniejszej kategorii.

Po 9.: Mam parę filmów do nadrobienia

Muszę koniecznie zobaczyć Vice, Gdyby ulica Beale umiała mówić, Czarną Panterę (nie przepadam za filmami o superbohaterach, więc świadomie omijałam ten film, ale dostał trzy Oskary, więc coś musi być na rzeczy) oraz Czarne Bractwo. Ten ostatni obraz dostał Oskara za najlepszy scenariusz adaptowany, a wśród nagrodzonych autorów był legendarny Spike Lee (jego pierwszy Oskar), który wygłosił najbardziej polityczną przemowę wieczoru. Raptem parę godzin po gali Lee skrytykował sam prezydent Trump – co świadczy o tym, że przemowa była naprawdę mocna i dobra.

Po 10.: Za rok na pewno znów obejrzę!

Zdecydowanie muszę uczynić oglądanie Oskarów na żywo tradycja. Emocje są ogromne, gdy śledzi się to na bieżąco w środku nocy. Zwłaszcza gdy udało się przedtem zobaczyć większość z nominowanych filmów i ma się swoich faworytów, jak ja w tym roku. Ogólnie z przebiegu gali jestem zadowolona, wygrał mój ulubiony film, cieszą mnie też wygrane w aktorskich kategoriach. Jedyne co bym zmieniła, to może jednak przeniosła Mortensena do kategorii drugoplanowej (ostatecznie mieli z Alim podobny czas na ekranie) i dała mu Oskara zamiast Aliego oraz bardziej doceniła Pierwszego Człowieka. Film o Armstrongu z Ryanem Goslingiem i Claire Foy zasługiwał na nominację w kategoriach najlepszy film oraz aktorka drugoplanowa właśnie dla Foy. Niestety tych nominacji nie było, a jedyną statuetkę Pierwszy Człowiek dostał za efekty specjalne. Wiadomo jednak, że Oskary nigdy wszystkich nie zadowolą, więc cieszę się, że i tak tym razem w wielu przypadkach moje gusta i Akademii były zbieżne.

PS 1. Piszę nie tylko o filmach – to bardziej hobby, a profesjonalnie zajmuję się tworzeniem tekstów na strony www, pisaniem tekstów na bloga czy pisaniem artykułów sponsorowanych dla klientów z różnych branż, w języku polskim oraz angielskim. Tłumaczę też teksty z angielskiego na polski i w drugą stronę. Sprawdź moją ofertę i skontaktuj się, jeśli potrzebujesz pomocy w słowie pisanym!